piątek, 30 listopada 2007

Witamy!

Dzisiaj o 12:44 wśród krzyku, krwi i łez radosci dołączyła do nas Zuzanna Izabela Szczęśniak. Poród odbył się naturalnie bez znieczuleń i bez komplikacji, aczkolwiek nie powiem że było łatwo. 99.9 procent roboty odwaliła Natalia a ja przechlastałem pępowine :). Powyżej jest zdjęcie mamy i córki pare minut po porodzie. Więcej zdjęc później bo aparat został w szpitalu.

Zuzia waży 3.8kg i ma 50cm dlugości, razem z mamą mają się dobrze.

ps: głosowanie przewidziało wynik; 22 na dziewczynke, 21 na chlopca :)

wtorek, 27 listopada 2007

W skrócie

Szczęsny się nie odzywał nie dlatego że za plecami małożonki instalował Wiedzmina ale przez ostatnie cztery dni musiał od nowa przeanalizowac dane do jednego z rozdziałow. I niestety ślęczył nad laptopem z tego powodu.

Nie mam czasu zabardzo sie rozpisywac wiec postaram sie ostatnie wydarzenia streścic w punktach.

- W przedostatni weekend bylismy na plaży ze znajomymi i nawet miałem okazje zanurkowac, bylo fantastycznie nad wodą i pod. Popijalismy sobie nalewke którą rozlewała matka karmiąca i jednym słowem byczylismy sie (fotki poniżej).

- W zeszły weekend mielismy przywilej tydzież obowiązek głosowac na Premiera AU. Natalia poraz pierwszy oddała swój głos jako obywatelka Australii.

- W niedziele pare niewinnych browarków i kielonków aby powitac nowego przywodce krainy Oz. Dostałem też zlecenie na 15 butelek 'Porterówki' wiec żeby sie wywiazac z zadania dzisaj zaczyniłem zacier i mam nadzieje że da sie go już w weekend przepędzic.

- A ogolnie to czekamy na małego/ą z niecierpliwaścią, szczegolnie Natalia. A mnie to już szlak trafia jak piguły i sekretarki w pracy od miesiąca codziennie mnie pytają czy jestem ojcem i kiedy mały/a przychodzi na świat. Jakby nie mogły jednej daty zapamiętac a jak sie urodzi wczesniej to im powiem. Brzmi niewinnie, ale jak tak 20 osób szczegolnie w poniedziałek rano zacznie sie wypytywac to po jakims czasie działa na nerwy. Następnym razem (nic nie obiecujemy) mówie że termin jest miesiac pózniej i problem z głowy. Ale sobie pomarudziłem :)

- Natalia własnie maluje 3 małe obrazki na płótnie dla Ninka.

poniedziałek, 19 listopada 2007

wiedzminowe marzenia!!!

Powiem szczerze, ze nie mialam pojecia o poprzednim wpisie mego malzonka. Jakos nie mialam czasu (nie to ze jestem straaasznie zajeta:) sprawdzic bloga.
No coz, przyznam ze gierka robi wrazenie, ale jako przyszla mama i zona pana, ktory w owa giereczke ma zamiar macic, juz mi sie mniej podoba. Jednak Szczesny, to odwazna chlopaka. Zeby taki wpis na blogu? I to na 10 dni przed przyjsciem na pierworodnego/nej? Moze mysl o wiedziminie i masakrycznym zabijaniu potworow zmniejsza jego stres przed porodem i ojcostwem:) Jedno jest pewne, jesli przyrost numerkow odliczajacych ilosc slow w doktoracie zacznie zwalniac, pan wiedzimin razem ze swoja swita pojdzie do kubla!
Narazie niech se chlopak marzy, przeciez kazdemu wolno:)

sobota, 17 listopada 2007

Wiedzmin

My ty gadu gadu od dzidziach i innych sprawach a tu bardzo wazne wydazenie pod nosem mi przeszlo. Pod koniec pazdziernika wyszla gra "The Witcher" czyli nasz polski wiedzmin, Geralt z Rivii. Z duma patrze jak to bohater polskiego autora przyczynia sie do wielu nieprzespanych nocy przez graczy na calym swiecie. Nie moge sie doczekac az dostane ta gierke w sowje rece. Ten licznik po prawej stronie to chyba zwolni troche przez jakis czas. Nawet naszla mnie ochota przeczytac wszystkie tomy wiedzmina od nowa.

czwartek, 15 listopada 2007

plazowanie wielorybow:)

Dzis z kolezanka po fachu Ela (zarowno masazystka, jak i ciezarna), wybralysmy sie na plaze. Ela miala termin na wczoraj i dalej czeka, ale wyglada na mniejsza ode mnie:(

We wtorek bylismy na badaniach i pani doktor powiedziala, ze moj termin pozostaje dalej na 30go i nie wyglada na to, ze niniek/nia wylezie wczesniej:( Lekka zalamka, bo myslalam, ze to lada dzien. Wiec nie ma sie co podniecac.

Poniewaz zostalo mi tylko kilkanascie dni do rozwiazania postanowilismy uwiecznic moj "odwlok" tak jakos artystycznie na fotkach.
Fotki z plazy

Fotki artystyczne

"Ryś"

Dzięki osiołkowi i miłym internautom którzy wspaniałomyślnie udostepniają swoje pliki, kilka dni temu z paroma znajomymi obejrzeliśmy u nas film "Ryś". Oczekiwań nie miałem wygórowanych, powiedziałem sobie że jesli nawet w małym procencie będzie taki dobry jak "Miś" to warto go obejrzec. No i niestety ten film nawet tego nie osiągnął. Przyznam że było pare smiesznych kawałkow ale wszystkie utoneły w kupie płytkich, nie trzymajacych się kupy i powtarzajacych sie skeczy. Na przyklad, ile razy można się smiac ze starej baby pijącej duszkiem wiśniowke lub z durnych nazwisk. Fabule też brakowało spójnosci, pare wątków toczyło się jednocześnie, jacyś bohaterowie pojawiali się w filmie nie wiadomo skąd. Może na końcu się wszystko wyjaśnia ale nie dotrwaliśmy do końca. W połowie przełączyliśmy na "Czas Surferów" z którego bardziej się usmiałem oglądajac go poraz trzeci niż z całego Rysia. Może moj dlugoletni pobyt poza krajem wpłynał negatywnie na ocene Rysia lecz wszyscy byli nim zawiedzeni, ci z paroletnim i ci z długoletnim stażem emigranta. Więc jak ktoś jeszcze Rysia nie widział to polecam wybrac się na coś innego.

piątek, 9 listopada 2007

A healthy start

Wczoraj, szpital w którym pracuje otwierał nowu fundusz aby wspierac badania naukowe. W związku z tym robiono w naszym departamencie fotki i pozując jako pacjent chcąc nie chcąc wylądowałem na pierwszej stronie naszej lokalnej gazety. Musiałem pozowac jako pacjent ponieważ zfotogafowanie autentycznego pacjenta trzeba załatwiac przez department of 'Public Relations'. Ahh ... ta kochana biurokracja.

wtorek, 6 listopada 2007

Ogórek, ogórek, ogórek ! Zielony ma garniturek .....

W sobote o 6 rano wyruszyłem na market we Flemington gdzie hurtowo można kupic owoce i warzywa za mały ułamek ceny detalicznej. No i taki jeden włoch sprzedawał ogórki nadajace sie do kiszenia. Dla niewtajemniczonych w realia Australijskie, to latwiej znaleźć trzeźwego Aborygena niż ogórki do kiszenia (nie wiele takie porównanie pomoże ale mi się zrymowało więc zostanie). Zakupiłem dwie skrzynki, jedną dla nas drugą dla znajomych i zakisiłem ogórasy we wszyskich słoikach jakie moglem w domu znaleźć. No i teraz cały ten wysiłek zaowocował w postaci pysznych, chrupiących małosolnych. Nawet wziąłem sobie słoik do pracy i piekna woń koperku i ogórków roznosi sie po całym biurze.

Pozatym to szykujemy zapasowe posiłki na czas kiedy Niniek/nia przyjdzie na świat. Tak naprawde nie wiem dlaczego ale na lekcjach rodzenia i znajomi z pracy radzili żeby zoorganizować dostawy posiłkow przez rodzine lub znajomych albo przez jakies firmy. Troche nie chce mi sie wierzy że ten mały czlowiek może zabrać tyle czasu że nie będzie czasu coś do gara wrzucić. Pewnie jeszcze cofne te słowa, ... zobaczymy.
Na koniec dodam, że ramach mobilizacji i motywacji umieściłem tabelke na gorze nad głosowaniem streszczającą moje postępy w pisaniu doktoratu. Chciałbym jeszcze dodać automatyczne odliczanie dni do terminu ale nie umię, pokombinuje póżniej. Jesli przez parę dni nic się zmieni prosze mnie szczerze i wulgarnie opieprzyć.

sobota, 3 listopada 2007

gorzkie zale

dzis bedzie zalosnie. nie napisze o tym, ze skacze po lace, zbieram kwiaty i jak kiszka ciesze sie z malej muszki latajacej kolo nosa. jest raczej 'lekko' odwrotnie.
jest mi coraz ciezej i powoli zaczynam sie poddawac, jesli chodzi o podejscie do egzaminow. myslalam, ze dam rade, ale chyba jednak nie dam. do pierwszego zostaly mi 4 dni, a zaraz po nim nastepny. narazie niewiele umiem i nie widze szans na zwiekszenie mojej wiedzy.
dlaczego? bo mam wszystkiego dosc i na niczym sie nie moge skupic. w nocy mam bole brzucha, plecow, skurcze nog:(
lekarz powiedzial, niniek/ninka:) wyglada na wiekszego/a niz byc powinnien/winna w 36 tyg. hmm, czyzby malenstwo chcialo wylezc wczesniej?:)
ogolnie moje samopoczucie jest do bani.
z przelozeniem egz nie powinno byc problemow. w koncu to pielegniarki,(ja bym sie klocila, ale jak zwal, tak zwal) i powinny zrozumiec, ze ciaza, to nie "grypa filipinska", ktora mija po paru panadolach i dobrze przespanej nocy:)
no nic to, narazie udaje ze sie ucze i pewnie do czwartku rano bede sie zastanawiac, czy jechac na egz, czy nie. to moje niezdecydowanie najbardziej mnie meczy. bo zamiast siedziec nad ksiazka i plakac, moglabym pojsc spac. tak apropos, to teraz moje hobby:)
juz mi lepiej, jak sie wyzalilam na blogu. a co tam, same wesole wpisy sa nudne, wiec macie jakiegos smuta!!!
ps. pewnie szczesny napisze cos wesolego. wlasnie skonczyl walke z ogorkami i wyszlo mu 100 sloikow ogorkow kiszonych i jest z siebie dumny. ja tez bym byla, gdyby mi cokolwiek wyszlo...:)